Rozpadał się i kropka. Nic z nim nie pogadasz.
Bo co byś nie powiedział, on pada i pada.
Jakby postanowił przykryć świat bez reszty
Tak, że nawet sąsiada szczeniaczek pocieszny,
Co na co dzień posiada czarno-białe łatki
Dziś ze spaceru wrócił całkiem biały, gładki.
I nawet pan kominiarz, choć nie ma niedzieli,
O czerni swej zapomniał – tak go śnieg wybielił.
Białe śniegowe czapy, z drzew ciągle spadają,
Małe, białe śnieżynki na płaszczach siadają.
Białe są nawet czapki ludzi, co przed domem.
Białe auto rodziców, choć było czerwone.
Biały dywan, co w słońcu skrzy się, tańczy, świeci
Rozświetlony spojrzeniem ośnieżonych dzieci.
I nie pomoże nawet wołanie do nieba
Dozorcy, co narzeka, że odśnieżać trzeba.
Bo śnieg pada i pada. Jak chleba okruszki.
Jakby wszystkie anioły rozpruły poduszki.
Jakby wszystkie pisklęta biały puch zgubiły
I w bitwie o kęs strawy na ziemię strąciły.
Na miasta i miasteczka, na rzekę, do lasu
Pada przez dzień i noc całą, jakby nie miał czasu.
Jakby spać nie zamierzał. Pada niestrudzenie,
Aby świat był gotów na Boże Narodzenie.